KOMENTARZE

W stronę czystego malarstwa...

Przed kilku laty Jerzy Madeyski napisał, że sztuka Wacława Jagielskiego zmierza w stronę czystego malarstwa. Bez względu na to, czy taki cel postawił sobie artysta, mnie wypada odpowiedzieć, co miał na myśli mój Wielki Poprzednik. Jakie malarstwo zaliczał do malarstwa czystego? Jerzy pozostawił wszakże tropy: Turner, van Gogh, Bonnard... Wiem, że nie myślał o sztuce abstrakcyjnej, języku geometrii, ani tym bardziej o sztuce konceptualnej. Był zbyt mądry, aby dopuszczać myśl, że obraz może zastąpić filozoficzny traktat. Myślę, że kierował się słynną definicją Denisa, że obraz zanim stanie się koniem bojowym, nagą kobietą lub jakąkolwiek inną anegdotą, jest przede wszystkim powierzchnią płaską, pokrytą kolorami w pewnym określonym porządku...Ale ponad sto lat od wypowiedzi Denisa zachwiał się określony porządek. To wiadomo. Takie pojęcia jak cień, światło, refleks, połysk, odtworzenie substancji przedmiotu nie mają w nowym malarstwie zastosowania... Wrażenie przestrzeni ma być osiągnięte dynamiką form i kolorów, ich wzajemnym oddziaływaniem... Obraz ma mieć światło własne... Kolor ma wyrażać sam siebie, niezależnie od desygnatów... Cytuję za Marią Rzepińską (Historia koloru).
Patrzę na obrazy Wacława Jagielskiego i przymierzam do hipotezy Jurka...
Turner... Współczesny angielskiemu malarzowi krytyk pisał o jego Pożarze parlamentu: Eksplozja światła pośród płomieni i potop ognistego promieniowania, zalewającego blaskiem wszystkie przedmioty dokoła... Kilka obrazów Jagielskiego można wyprowadzić z Turnera. Sam artysta przyznaje się tytułami swoich dzieł do szczególnej fascynacji światłem (W drodze do światła, 2008), ale wydaje się, że Jagielski jest znacznie bliżej abstrakcji lirycznej spod znaku Georgesa Mathieu niż tej przypisywanej Turnerowi. Ale już w tych turnerowskich obrazach jest bardzo widoczna metoda, która zawładnie artystą w pejzażach nazwanych przez niego Modlitwami malarza, a mianowicie wydobywanie świetlistości, efektu migotania poprzez przeplatanie wąskich pasków tonów kontrastowych. A to z kolei jest wynalazkiem op-artystów! Należy więc skonstatować, że światło w obrazach Jagielskiego nie ma jednoznacznej proweniencji.
Van Gogh... Czy ulubione zestawienie van Gogha błękitu z żółcią odnajdujemy w obrazach Jagielskiego? Owszem, dość często, ale artysta nie buduje na nim całego obrazu. Bywa, że stanowi ono dominantę, ale byłoby bardzo trudno znaleźć obraz Jagielskiego, który porażałby słoneczną żółcią, jak niektóre pejzaże van Gogha.
Bonnard... Jest taki obraz Jagielskiego, który wydaje się bardzo bonnardowski: Jeszcze słychać śpiew Ordonki - dwór w Łukowiskach, który porównać można z Jadalnią na wsi Bonnarda z 1913 roku. Ten sam niebieski stół, a jednak mamy dwa różne pokoje. Kontrast między barwami zimnymi i ciepłymi u Jagielskiego jest mniejszy... Być może Jagielskiego z Bonnardem łączy intensywny fiolet, który - można powiedzieć - artysta francuski wprowadził do malarstwa. Odnajdujemy go na niektórych obrazach Jagielskiego i za każdym razem przyznajemy rację Kandyńskiemu, że fiolet wnosi do obrazu coś chorobliwego, zgasłego, a przede wszystkim smutnego. Nieoceniona Maria Rzepińska pisze, że harmonie barwne Bonnarda bardzo trudno określić, gdyż rozwiązanie jest za każdym razem inne. Wydaje się, że to również zbliża twórczość Jagielskiego do Bonnarda.
Oczywiście analogie między poprzednikami a twórczością Jagielskiego można mnożyć. Niektóre mają sens, inne sensu nie mają. Nie chodzi bowiem o to, żeby udowadniać artyście, że niewolniczo naśladuje poprzedników, a nawet, że metodą postmodernistów cytuje ich dzieła, bo nie naśladuje i nie cytuje. Artysta natomiast, jak wszyscy współcześni artyści, korzysta z tradycji, prowadzi dialog z poprzednikami, modyfikuje ich techniczne sztuczki...
Zaskoczył mnie obraz Jagielskiego W pogoni za światłem. Widzę w nim wyraźne nawiązanie do obrazu Moneta Białe nenufary. Ten sam łuk mostu z Giverny zobaczony gdzieś na polskim rozlewisku, ale jakże innymi środkami wydobyte światło!
Monet buduje obraz delikatnymi dotknięciami pędzla, plamkami prawie niewidocznymi. Niektóre z tych plamek są kolorami czystymi, inne rozbielone. Dominuje zieleń i żółć... i ostra biel poręczy mostka. Barwy tak złożone opalizują...Jagielski nakłada farbę grubo. Świecą impasta żółci nałożone na prawie fioletową przestrzeń wody i rozprowadzone po zanikającym pod ich naporem błękicie nieba. Widać na niebie grudki farby. Z lewej strony, spod rdzawej płaszczyzny lasu, widoczne sploty podłoża, surowego płótna...
Artysta sam przygotowuje farby. Osiągają konsystencję plasteliny. Dobiera narzędzia (czasami murarskie), które nie uginają się pod jej ciężarem. Tego rodzaju technika wymaga twardego podłoża. Widoczne na obrazie sploty płótna mogłyby świadczyć o braku gruntu. To mylne przeświadczenie. Jagielski na twarde podobrazie nakleja płótno, lub specjalny papier o strukturze płótna i celowo go demaskuje. Zabieg niewyobrażalny dla impresjonistów. Całkowita demistyfikacja z trudem osiągniętego złudzenia. Fascynująca...
Niewątpliwie Wacław Jagielski osiągnął cel, który upatrywał dla Jego malarstwa Jurek, ale na tej drodze zdarzały się liczne zdrady. Jagielski jest bowiem znakomitym rysownikiem, wnikliwym obserwatorem detali, którego raz po raz uwodziła chęć pokazania ich bliżej, lepiej, wyraźniej... Co jakiś czas przywracał – i mam nadzieję, że będzie to robił nadal- zdyskredytowany przez wielu współczesnych malarzy przedmiot. Ciekawe są jego pejzaże morskie, a właściwie łodzie i statki niekoniecznie morskie. W tych obrazach artysta jakby bawi się transfokacją; raz obiekt przybliża i powiększa, jednocześnie maleje głębia pola widzenia, innym razem stosuje zabieg odwrotny. Łodzie modeluje, albo kilkoma ruchami szpachli (?!) buduje kształt i nakłada światło na łodzie, wodę i niebo... To nie dokumentacja portu, lecz Portowe barwy, jak nazwał artysta jeden z obrazów. Na kilku obrazach pojawiły się smugi farby spływające po powierzchni. Nie stanowią samej istoty obrazu jak u Polloka, ale niewątpliwie to action painting, stanowi zaledwie jeden z elementów konstrukcji obrazu.
Oderwijmy się od technicznych walorów malarstwa Wacława Jagielskiego, aby na przykładzie Jego twórczości odpowiedzieć na pytanie o sens malarstwa w naszych czasach.
Roman Opałka, z którym miałem przyjemność bardzo niedawno rozmawiać, uważa, że malarstwo nie ma sensu, podobnie jak życie! W Jego obrazach pozostało jedynie sfumato, cała reszta jest postawą filozoficzną, czyli zaświadczaniem o bezsensie sztuki i życia w sposób odpowiedzialny.
To niewątpliwie wpływ filozofii Hegla, który uważał, że z czasem sztuka przyjmie charakter głównie intelektualny (cokolwiek miałoby to znaczyć) i przeobrazi się w filozofię.
Pobożnym życzeniom niemieckiego filozofa usiłowało sprostać wielu artystów gorliwie wspieranych przez interpretatorów. Jest to zaledwie jedna z propozycji głosicieli końca sztuki, ale nie należy uważać ją za obowiązującą i poddawać się jej tyranii. Jak wiadomo Hegel był interpretowany również przez marksistów, czego praktyczne skutki doświadczały nas jeszcze bardzo niedawno... Nie sprawdził się! Uznajmy więc, że sztuka nie musi przeobrażać się w filozofię, a artyści mają prawo odwoływać się do tradycji, estetyki i rzetelnego warsztatu.
I tak powróciliśmy do twórczości naszego bohatera. Wacław Jagielski daje swoim malarstwem dowód na tezę przeciwną niż głosi Roman Opałka. Nie znaczy to, że Jego obrazy są bezkrytyczną afirmacją życia, ale niewątpliwie są poważną refleksją nad kondycją natury.
Clou obecnej wystawy stanowią 44 pejzaże, które powstały na przełomie 2008 i 2009 roku. Będą to panoramy – pisał do mnie Wacław Jagielski - o tych samych formatach 10 cm na 30 cm zwane modlitwami malarza. Są to pejzaże, które powstały w chwilach dla mojego życia bardzo trudnych, ważnych, szalonych, czasem niezrozumiałych, a czasem radosnych i szczęśliwych. Są swoistą wizytówką moich nastrojów, przeżyć, myśli...
Właściwie do tych słów niewiele można dodać, ale można na ich podstawie włączyć twórcę Modlitw malarza do grona Wielkich Romantyków, którzy za Spinozą głosili zasadę Deus sive Natura... Dla Słowackiego w Beniowskim przestrzeń stepu, jego nieskończoność, były synonimem Boga.
Boże! Kto Ciebie nie czuł w Ukrainy
Błękitnych polach, gdzie tak smutno duszy...
Kto Cię nie widział nigdy, Wielki Boże
Na wielkim stepie, przy słońcu nieżywem...
W malarstwie najpełniej zasadę panteizmu wyrazili dwaj malarze niemieccy: Caspar David Friedrich i jego uczeń, Karl Gustaw Carus.Pozwalam sobie przytoczyć opis obrazu Friedricha Mnich nad brzegiem morza. Niewiele osób pamięta ten obraz z roku 1810, który znajduje się w Nationalgalerie w Berlinie, a jego przypomnienie (mam nadzieję) uświadomi patrzącym na obrazy Jagielskiego jak środkami czystego malarstwa, zupełnie innymi niż jego poprzednik, podjął ten sam temat.
Powracam do Mnicha... Płótno dzieli się na trzy nierówne rejestry: biaława ziemia na pierwszym planie, prawie zupełna czerń morza rozjaśniona paru płatami piany i olbrzymie niebo. Drobna brązowa sylwetka mnicha lekko rysuje się po lewej, do tego stopnia umniejszona, że nie tyle ożywia obraz, ile świadczy o ludzkiej znikomości wobec ogromu przyrody. Światło nie jest elementem promieniującym: unaocznia jedynie obecność trzech żywiołów - ziemi, wody, powietrza...
To wszystko mamy na obrazach Jagielskiego (oczywiście poza mnichem), ale jakże inaczej namalowane!
Carus, malarz i filozof, postrzegał nieskończoną wielkość Boga odbitą w zwierciadle przyrody w przeciwieństwie do małości jego stworzeń. Wydaje się, że Jagielski podziela ten pogląd. Na jego pejzażach nie ma stworzeń. Malarz powinien malować nie tylko to, co widzi przed sobą, ale i to, co widzi w sobie - postulował Friedrich.
Niewątpliwie 44 pejzaże Wacława Jagielskiego stanowią manifest artysty, podsumowanie Jego doświadczeń i eksperymentów malarskich, najbardziej osobistą wypowiedź i najbardziej własną, oryginalną. Bardziej lub mniej radosne pejzaże, nostalgiczne krajobrazy spod znaku Chełmońskiego, czy Stanisławskiego, lekcje pobrane u Turnera, van Gogha, Bonnarda i... op-artystów (o czym pisałem) złożyły się na ten niebywale malarski cykl strzelistych Modlitw z romantycznego ducha, ale jednocześnie z poczucia całkowitego opanowania wyzwolonego we współczesnym malarstwie koloru.

Andrzej Matynia